niedziela, 24 maja 2009

Wywiad z Lynnem Greerem.


Oto wywiad Przeglądu Sportowego z zawodnikiem Olympiakosu Pireus - Lynnem Greerem. W przeszłości był gwiazdą polskich parkietów grając w Śląsku Wrocław.

Pamięta pan jeszcze występy w polskiej lidze w Śląsku Wrocław? Spodziewał się pan wtedy, że zrobi taką karierę?

Lynn Greer: Oj nie. Byłem wtedy niedługo po studiach i chciałem po prostu grać w koszykówkę, grać dobrze. Nie myślałem o przyszłości, nie miałem żadnych planów.

Z tamtego okresu pozostały panu jeszcze jakieś wspomnienia, znajomości?

Staram się utrzymywać kontakt z kilkoma zawodnikami, agentami. Nawet w ostatni weekend rozmawiałem z paroma osobami.

Czyli wie pan co teraz dzieje się ze Śląskiem?

Tak, wiem. Niestety zespół aktualnie nie istnieje, nie ma go w ekstraklasie. Ale słyszałem, że planują wrócić w przyszłym roku. Mam nadzieję, że się im uda.

Teraz gra pan w Olympiacosie Pireus, ale w Grecji już pan kiedyś występował i to jeszcze przed sezonem w Śląsku. W Neat East debiutował pan w Europie i to chyba nie był szczyt pana marzeń po udanych występach na w lidze akademickiej.

W Stanach jeśli nie jesteś wybrany w drafcie NBA, to masz do wyboru dwie rzeczy. Albo trenujesz przez sezon w USA w którejś z niższych lig i liczysz, że rok później cię ktoś zechce albo wybierasz się gdzieś do Europy i tam spędzasz sezon. Ja zdecydowałem się właśnie na tą drugą opcję.

Wielu koszykarzy, także amerykańskich wypowiada się o panu jako o jednym z najlepszych graczy w Eurolidze. Co to znaczy dla pana?

Przede wszystkim to daje mi pewność siebie. Przeszedłem długą drogę, by być tutaj, gdzie teraz jestem. Każdy europejski klub, w którym byłem, to krok w przód w stosunku do poprzedniego. Każdy rok to postęp. Teraz jestem tutaj, w Olympiacosie, dotarliśmy do Final Four.

W USA chyba nie wszyscy rozumieją co znaczy Euroliga i jak ważne to rozgrywki?

To coś naprawdę wielkiego. Final Four Euroligi to najważniejsza rzecz w koszykówce po play–off NBA. W USA ludzie nie mają możliwości oglądania meczów, nie znają zawodników, ani siły poszczególnych zespołów i nie wyobrażają sobie, co tu się dzieje.

I chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak różna jest kultura kibicowania na obu kontynentach.

Jest bardzo różna. W Europie fani są zdecydowanie bardziej emocjonalni i żywiołowi. Ci z Olympiacosu są naprawdę szaleni, wariują na naszym punkcie. Kibicują nam przez cały mecz, nawet po przegranych spotkaniach możemy na nich liczyć.

Nawet po dwupunktowej porażce z Panathinaikosem Ateny w półfinale Final Four Euroligi?

Nawet. Szkoda tego meczu, bo o wyniku przesądziły naprawdę szczegóły. Rywale nie odskoczyli nam na za dużą ilość punktów, ale my też nie mogliśmy zdobyć sobie przewagi. Można mówić o ostatniej akcji i stwierdzić, że to ona zadecydowała, ale przecież pierwszą kwartę kompletnie zawaliliśmy.

Mógł pan oddać rzut w tej ostatniej akcji, ale podał pan piłkę koledze, który spudłował. Brakło panu zdecydowania i odpowiedzialności?

Chciałem rzucać z dystansu, byłem przygotowany na takie rozwiązanie, ale rywale stłoczyli się wokół mnie i nie miałem miejsca, żeby wyjść w górę. Nie żałuję tego, co wtedy zrobiłem.

Zrehabilitujecie się za tą wpadkę w rozgrywkach ligowych? Tam też do pokonania jest Panathinaikos.

Wiem, że kibice byli rozczarowani przegraną w Berlinie i my patrzymy na to w taki sam sposób. Chcieliśmy wygrać w tym sezonie wszystkie trzy trofea jakie były do zdobycia, czyli Puchar Grecji, Euroligę i mistrzostwo. Niestety pozostało nam tylko to ostatnie, ale nasza motywacja będzie teraz bardzo duża, bo to ostatni sukces jaki możemy osiągnąć.

Mówił pan o braku wyboru w drafcie NBA, ale dwa lata temu był pan przez rok w Milwaukee Bucks. Liczy pan jeszcze na powrót do najlepszej ligi świata?

To na pewno nie jest zamknięty rozdział w moim życiu. Chciałbym tam wrócić. Tego lata mam szansę znowu podpisać kontrakt za oceanem. Zobaczymy czy tak się stanie, czy zostanę tutaj. Na pewno nie zamierzam występować w lidze letniej. Jestem na to za stary (śmiech).

Pana kariera od czasu opuszczenia Śląska potoczyła się tak jak pan tego oczekiwał?

Myślę, że tak.

Przecież w NBA nie był pan zbyt długo, a to pana marzenie...

Ale najważniejsze jest to, że z roku na rok stawałem się coraz lepszym koszykarzem i co roku przechodziłem do coraz lepszej drużyny tak jak chciałem. Byłem w NBA, teraz jestem w Olympiacosie, który jest jednym z największym klubów w Europie. Mogę więc powiedzieć, że jestem zadowolony z mojej dotychczasowej kariery. Nie mam powodów do narzekań. Nic bym nie zmienił z przeszłości.

Mówi pan, że chce pan co roku zmieniać zespół na lepszy. Po porażce w półfinale Euroligi ma pan teraz do wyboru finalistów. Planuje pan grać w CSKA Moskwa czy Panathinaikosie?


Powiedzmy, że w Cleveland Cavaliers (śmiech)

W ubiegłym sezonie był pan w zespole z Qyntelem Woodsem, obecną gwiazdą Asseco Prokomu Sopot. Mistrzowie Polski dobrze zrobili kontraktując tego gracza?

Zdecydowanie tak. On miał różne problemy, ale to naprawdę świetny zawodnik. Grał znakomicie u nas w Olympiacosie, potem trafił do Bolonii, gdzie było mu bardzo ciężko, a teraz jest w Prokomie i też dobrze sobie radzi.

W Polsce mówi się, że od czasów Lynna Greera nikt nie błyszczał w polskiej lidze tak jak Woods.

(śmiech) Naprawdę? No cóż, tak jak mówię, on jest bardzo dobrym graczem i życzę mu wszystkiego najlepszego.

Źródło: Przegląd Sportowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz